1.
- Nie chce Cie znać!!!- Maddie wrzasnęła, rzucając w Mike'a poduszką. To była jedyna rzecz w zasięgu jej ręki, oprócz lampki nocnej, którą mogła rzucić. Ale nie chciała mu zrobić krzywdy. Chociaż w tym momencie bardziej przejmowałaby się losem lampki niż chłopaka.
- Uspokój się!- chłopak złapał poduszkę i rzucił ją na drewniane panele. Twarz Maddeline stawała się coraz bardziej purpurowa i łzy cisnęły się jej do oczu.
- Wynoś się stąd!!! - pchnęła chłopaka w stronę drzwi. Chłopak tylko delikatnie sie zachwiał.
- Daj mi wyjaśnić. - powiedział błagalnie, chwytając delikatnie jej ramiona. Uniosła nieco ręce do góry. Z oczu popłynęły łzy.
- Nie dotykaj mnie. - ostrzegła, poważnym tonem. Mike zsunął dłonie. - A teraz się stąd wynoś. - otworzyła drzwi. Chłopak rozchylił usta, jakby chciał coś powiedzieć, lecz po chwili je zamknął. Wycofał się.
- Sukinsyn. - powiedziała, kiedy chłopak był już na końcu korytarza. Zatrzasnęła drzwi. Zsunęła się po nich plecami. Wybuchła płaczem. Z tylnej kieszeni spodni wyjęła telefon. Kiedy odblokowała ekran od razu wyskoczyły zdjęcia. Mike i blondynka. Całowali się. Dziewczyna zakryła usta dłonią, aby sąsiedzi nie usłyszeli jej głośnego szlochu. Tak bardzo go kochała. Nie mogła uwierzyć, że właśnie on zrobił jej coś takiego. Tysiące myśli przebiegało przez jej umysł. Początkowo obwiniała się o to że nie była wystarczająco czuła dla niego. Potem uświadomiła sobie że w niczym nie zawiniła, to on zrobił coś niewybaczalnego. Tyle razy powatarzał że ją kocha. Tyle razy. Wspominając to krztusiła się płaczem. Podniosła się. Podeszła do dużego lustra stojącego w kącie ściany. Popatrzyła na swoje odbicie. Tusz tworzył na jej posiniaczonej i poranionej twarzy czarne ślady. Przekrwione oczy, napuchnięte od płaczu usta. Popatrzyła na swoje ciało. Poczuła obrzydzenie. W lustrze dostrzegła pulchną, niską dziewczyne o bladej cerze i poniszczonych włosach. Zobaczyła wylewający się tłuszcz z jej nowych jeansów. Grube nogi ledwo mieściły się w nowych jeansach. Guzik ledwo się dopinał. Obisła bokserka uwidaczniała jej fałdki. Szerokie ramiona powodowały u niej odruchy mdłości.
To była tylko jej wizja.
W rzeczywistości była kościstą dziewczyną o czarnych włosach, które kaskadami opadły na jej plecach. Miała duże śliczne, niebieskie oczy. Spodnie w najmniejszym rozmiarze wisiały na niej. Koszulka w rozmiarze XS była za luźna. Na jej ciele widoczne były tylko kości powleczone skórą. Ważyła zaledwie 39 kilogramów na 158 cm wzrostu. Była przerażająco chuda, jednak ona tego nie widziała. Sama, we własnym umyśle tworzyła obraz samej siebie. Tworzyła otyłą wersję siebie. Do tego stopnia że nie zauważała swojego prawdziwego wyglądu.
Otarła łzy, ponownie wzięła telefon do rąk. Usunęła numer, wiadomości związane z Mike'iem. Teraz zdjęcia. Przewijała zdjęcia, usuwając te, na których widniała twarz chłopaka. Trafiła na zdjęcie z ich rocznicy. Dwoje kochających się, szczęśliwych ludzi całowało się trzymając się za ręce. Słone łzy znów zapełniły ich oczy. Usunęła.
Rzuciła telefon na fotel. Włożyła na siebie czarną, ogromną bluzę i wyszła z domu zanim on wróci. Wyszła za drzwi. Stał oparty o ściane. Za późno. Tylko krzyki, płacz i ucieczka.
***
Dexter usiadł na ławce w parku. Niebo robiło się szare. Rozglądnął się, w parku nie było nikogo poza jego osobą. Nie lubił samotności. Wolał większe grono ludzi. Tam zawsze coś się działo. Lubiał hałas, imprezy, adrenaline. Jednak większość osób mówi że jest okropnym chamem i egoistą. Bo.. w rzeczywistości tak było. Ludzie oceniają go też po kolczykach, tatuażach.
Rozejrzał się jeszcze raz. Na trawie, obok drzewa niedaleko niego siedziała dziewczyna. Opierała sie o pień drzewa. Nie widział jej twarzy, gdyż miała na sobie bluzę i ogormny kaptur, który zasłaniał jej twarz. Zauważył tylko długie, ciemne, lekko falowane włosy. Płakała. Zaintrygowała go. Wstał z miejsca i wolnym krokiem, kierował się ku niej.
Był zaledwie metr od niej, a ona się nie poruszyła, a ni drgnęła. Usiadł obok niej. Westchnął. Dziewczyna nie odezwała się. Dex wyjął z kieszeni paczkę papierosów. Wyjął jednego, wsadził do ust i odpalił. Zaciągnął się i delektując się gorzkim dymem, powoli wypuszczał go z ust.
- Papierosy szkodzą. - powiedziała ściszonym, ledwo dosłyszalnym głosem. Zdzwił się, kiedy sie odezwała. Nie odpowiedział. Nie wiedział co ma jej powiedzieć. - Papierosy szkodzą. - powtórzyła. - Dasz mi jednego? - zapytała po chwili. Wysuwając dłoń w jego stronę. Rękaw bluzy lekko się podwinął, ukazując kawałek bandaża. Zmarszczył brwi.
- Przecież papierosy szkodzą. - powiedział wypuszczając kłębek dymu.
- Szkodzą. Ale to nie oznacza że nie chce sobie szkodzić. Mogę jednego? - zapytała. Dexter podał jej paczke czerwonych Marlboro. Dziewczyna otworzyła ją, wyjęła jednego. Odpaliła. Oddała mu paczkę.
- Co się stało? - zapytał. Tajemnicza postać dobrze wiedziała o co chodzi. Spuściła głowę, wydychając biały dymek.
- Życie. - odpowiedziała krótko, ponownie wkładając papierosa, trując sie zabójczą substancją. - Życie. - powtórzyła.
- Nazywam się Dexter. - przedstawił się. - A ty? -
- Maddie. - odpowiedziała. Spuściła głowę na dół i odwróciła się w jego stronę. Dexter chwycił jej brodę i podniósł delikatnie do góry. Zdjął kaptur dziewczyny i odchylił jej włosy z twarzy. Zobaczył posiniaczoną, pokrytą strupkami i ranami twarz. Usta miała sine i spękane. Z pękniętego łuku brwiowego strumieniem lała się krew, spływając po jej policzku i kapiąc na bluzę. Utworzyła już dużą czerwoną plamę.
- To jest życie. - powiedziała widząc zdziwioną twarz Dextera.
- Wstań. - podniósł się schował papierosy do kieszeni. Dziewczyna nie poruszyła się. Patrzyła na niego tępym wzrokiem. - Wstawaj. Prosze. - wtedy się podniosła. Strzepała trawę z czarnych potarganych spodni. Chłopak szedł przed siebie, Maddie za nim. Dotarli na parking. Chłopak zatrzymał się przy czarnym, drogim, masywnym samochodzie.
- Wskakuj. - otworzył drzwi i usiadł na miejscu kierowcy. Maddeline zajęła miejsce pasażera. Zapięła pasy.
Dexter odpalił silnik. Samochód prawie bezszelestnie opuścił parking. Dziewczyna potarła dłonie.
- Zimno ci? - zapytał.
- Troszke. - podkręcił ogrzewanie. Po kilku minutach samochód wypełniało przyjemne ciepłe powietrze. Maddie nałożyła kaptur na twarz. Ponownie.
Reszta drogi odbyła się w ciszy. Dexter zaparkował samochód w podziemnym garażu.
- Wysiadaj. - powiedział, opuszczając pojazd. Maddie posłusznie wyszła z samochodu. Chłopak nacisnął guzik, po czym światła samochodu zamigotały i wydobył się z niego piskliwy dzwięk. - Chodź. -
Wsiadli do windy. Piętro 7. Dziewczyna stała oparta plecami o ściane windy ze spuszczoną głową.
Ding!
Drzwi windy rozsunęły się. Dexter i Maddie opuścili maszynę. Skierowali sie do mieszkania numer 57. Wyjął klucze i otworzył drzwi. Kiedy stanęli w progu, zimne powietrze otuliło ich ciało. Dziewczyna zrzuciła kaptur.
- Ładnie tu masz, Dexter. - powiedziała, patrząc na idealnie skomponowane meble i dodatki.
- Usiądź. - wskazał jej kanapę. Dziewczyna wykonała jego polecenie. Usiadła na skórzanej kanapie. Chłopak zniknął za ścianą.
Maddie przeszła myślami do domu. Zastanawiała się co dzieje się teraz w ich mieszkaniu. Jak to mieszkanie teraz wygląda. Co czeka ją jutro jak wróci do domu. Bała się tego powrotu. Wiedziała co się stanie. Jednak od pewnego czasu wychodziła z domu na czas jego powrotu. Wychodziła wieczorem i wracała rano. Noc spędzała gdziekolwiek się dało. Czasami nawet w bardzo niebezpiecznych miejscach. Jednak dla niej najniebezpieczniejszym miejscem był dom.
- Mam tylko to. - Dex wyrwał ją z zamyślenia. W dłoniach trzymał gaziki, płyny odkarzające, plastry, bandaże i maści na siniaki. Potrząsnął nimi. Usiadł obok niej. Wziął gazik. Nalał na niego kilka kropel płynu i zbliżył dłoń do jej twarzy. Maddie oddaliła twarz.
- Sama to zrobie. - wzięła od niego wszystkie rzeczy. - Gdzie jest łazienka? - zapytała.
- Do końca korytarza i w prawo. - westchnął. Maddeline zniknęła za drzwiami łazienki.
Stanęła przed umywalką. Przemyła twarz. Przetarła rany gazikiem namoczonym płynem odkarzającym. Wywołało to lekkie pieczenie. Jednak ona znosiła gorsze bóle. Na rany przykleiła plastry. Odwinęła bandaże z dłoni. Przemyła ręce wodą. Owinęła je kolejnym bandażem. Wyszła z łazienki. Dextera nie było w pokoju.
- Dexter?- zawołała go, nieco ściszonym głosem. Nikt sie nie odezwał. Zaczęła się bać. Była sama. W obcym mieszkaniu. Z obym chłopakiem.
Komentarze