2.
Cisza. Nikt się nie odezwał.
Maddie rzuciła wszystkie rzeczy na stolik. Skierowała się do kuchni. Nikogo tam nie zastała. Na blacie leżało stare opakowanie po pizzy i kawałki po niej. Pogniecione puszki leżały w kącie obok lodówki. Kuchnia była po prostu obrzydliwie brudna. Rozlany dawno sok, już nieprzyjemnie pachniał. Dziewczyna skrzywiła się i opuściła pomieszczenie. Udała się do kolejnego pokoju. Była to sypialnia. Tutaj panował idealny porządek. Czarne ściany idealnie komponowały się z białymi dodatkami. Ogromne łóżko było perfekcyjnie zaścielone, a nad nim wisiał szeroki obraz. Drzwi balkonowe były lekko uchylone. Maddie pchnęła je i wyszła na zewnątrz. Jej oczom ukazał się Dexter oparty o balustradę, palący papierosa. Stanęła obok niego. Spojrzała przed siebie. Z balkonu rozciągał się widok cudownie oświetlonego Waszyngtonu.
- Ślicznie tu. – westchnęła. Oparła łokcie na barierce i podparła brodę o dłonie. Dexter pokiwał głową i włożył papierosa do ust.
- Na świecie nie ma miejsca dla psychicznych ludzi. – odezwał się po dłuższej chwili milczenia. Maddie poczuła ucisk w klatce piersiowej, znajomy ból. Jednak wiele osób jej to powiedziało. Przyzwyczaiła się. Nikt jej nie rozumiał. Nikt nie poznał jej historii. I nikt nie chciał jej poznać, a ona nie umiała o tym rozmawiać. „Ludzie to okropne stworzenia”, pomyślała.
- Nie ma ludzi psychicznych. – powiedziała spokojnie. Nigdy nie okazywała przy kimś uczuć. Nie pokazywała jak bardzo rozrywało ją w środku.
- Są. Jesteś jednym z nich. – zaśmiał się bezczelnie.
- Skąd możesz to wiedzieć? Nawet mnie nie znasz. – odparła.
- Widzę twoje ręce. To mówi wszystko. Świat to nie twoje miejsce. – zgasił papierosa i spojrzał na nią. Nerwowo zagryzała wargę, żeby powstrzymać łzy.
- Nic cie jeszcze życie nie nauczyło. Myśl nad tym co mówisz bo wszystko zapamiętam. Jeśli w niedługim czasie dowiesz się że mnie nie ma to przypomnij sobie co powiedziałeś. – chłopak zacisnął pięści.
- Mojego sumienia to nie ruszy. – uśmiechnął się tępo. W tym momencie Maddeline zastanawiała się dlaczego chłopak zabrał ją do tego mieszkania i chciał opatrzyć jej rany. Nie mogła tego rozgryźć.
- Bo go nie masz. Nie masz serca. Jesteś pusty w środku. Udajesz kogoś kim nie jesteś, jak większość lokatorów tego świata. – powiedziała, po czym weszła z powrotem do pokoju.
Maddie nie miała gdzie się podziać. Nawet nie wiedziała, gdzie jest. Była zmuszona tutaj zostać. Nie miała wyjścia. Nie miała do kogo zadzwonić, żeby po nią przyjechał. Nie wiedziała jak wrócić do domu, albo jak znaleźć jakiekolwiek bezpieczne miejsce.
- Śpisz tutaj. – wskazał jej na łóżko. – Ja prześpię się w salonie. – oznajmił. Dziewczyna pokręciła głową.
- Ja przenocuje w salonie. Jutro się stąd wynoszę wczesnym rankiem. Tylko powiedz mi gdzie dokładnie jestem. Chce dostać się do domu. –
- Jak wolisz. Proponowałem wygodniejszą dla ciebie opcję. Jutro rano odwiozę cie w miejsce skąd cie zabrałem. – odpowiedział, rzucając jej koc. Dziewczyna złapała go i opuściła pomieszczenie.
Dexter położył się na łóżku i założył dłonie pod głowę, wzrok wlepił w sufit.
Myślał nad tą dziewczyną. Taką tajemniczą, zamkniętą w sobie. Może za dużo powiedział. Zastanawiał się jaka jest w środku. I co się stało że zamknęła to wnętrze na kilkanaście kłódek o różnych kluczach. Starał się być twardy, oschły dla niej. Nie umiał być innym człowiekiem. Myślał co innego, jednak nie okazywał tego. Robił zupełnie odwrotne rzeczy, które krzywdziły inne osoby. On zdawał sobie z tego sprawę, w pewnym stopniu sprawianie ludziom bólu, było dla niego zabawą. Pewnego rodzaju przyjemnością. Ostatnio robił to dosyć często. Ranił ludzi, doprowadzając ich do płaczu, załamania psychicznego albo gorszych rzeczy, o który nie przepadał wspominać. Uciekał od wspomnień, żeby nie złamać swojej twardej powłoki. Jednak one żyły gdzieś w zakamarkach jego umysłu, od czasu do czasu dając we znaki.
- Dexter? – jej delikatny, ściszony głos wyrwał go z zamyślenia. Spojrzał na nią. Niewinna, chuda istota stała w framudze jego drzwi. – Mógłbyś podkręcić ogrzewanie? Chłodno tu. – jej słodka twarz ukryta pod kilkoma plastrami była smutna. Dexterowi zrobiło się jej żal.
Chwila. To przecież nie ja. Nie mam litości. Obudź się Dexter, obudź!, pomyślał.
- Odpowiada mi ta temperatura. Dałem ci koc, przykryj się i idź spać. – odpowiedział oschle. Dziewczyna zmarszczyła brwi i opuściła pokój. Usiadła w salonie na kanapie, przeczesując włosy. Zgięła kolana i podciągnęła je pod brodę. Wyświetlacz jej telefonu zaświecił się. Otrzymała SMS.
„Przyjadę jutro po ciebie o 14. Ja i Christian mamy ci coś do powiedzenia. Mama.”
Rzuciła telefon na kanapę. Świetnie się zapowiada, pomyślała po czym położyła się i otuliła zmarznięte ciało kocem. Zasnęła.
***
- Zbieraj się. – Dexter potrząsnął ramionami Maddie. Dziewczyna otwarła i przetarła oczy. – Jedziemy. Szybko. – dodał, jednym ruchem zbierając kurtkę, kluczyki i portfel.
- Która godzina? – zapytała, nieco zaspanym głosem. Spojrzała w stronę okna. Panował półmrok.
- Piąta. – spojrzał. – Wstajesz, czy chcesz wracać na własną rękę? – jego groźny głos, nakazał Maddie pospiesznie wstać. Szybko złożyła koc w niedbałą kostkę, wzięła telefon, narzuciła kaptur i ruszyła w stronę drzwi. Dexter przekręcił klucz i szybkim krokiem skierował się w stronę schodów.
- Nie mamy czasu na windę. – powiedział, kiedy zręcznymi ruchami pokonywał kolejne stopnie. Dziewczyna w kapturze posłusznie podążała za nim. Po kilku minutach znaleźli się na parkingu. Zajęła miejsce pasażera i zapięła pasy. Silnik wydał z siebie ryczący dźwięk, światła zapaliły się i samochód z szybką prędkością opuścił miejsce parkingowe. Maddeline trzymała się skórzanego siedzenia, na tyle mocno że jej końce palców pobielały.
- Muszę załatwić kilka spraw po drodze. – oznajmił, wrzucając kolejny bieg. Pojazd poruszał się z coraz większą prędkością. Dexter z kamiennym wyrazem twarzy, kontrolował ruchy samochodu. Płynnie wymijał inne samochody. Po chwili gwałtownie skręcił w małą uliczkę w prawo. Zatrzymał się przy wysokim, ceglanym budynku. – Zostań tutaj. – nakazał. Maddie nie zdążyła nic powiedzieć, Dexter wysiadł z samochodu i po chwili zniknął za metalowymi, masywnymi drzwiami.
Dziewczyna odczuła potworny głód. Nie zjadła nic od dwóch dni. Przeglądnęła kilka małych skrzyneczek, znalazła tylko paczkę Marlboro, miętowe gumy, zapalniczkę i bilety na mecz hokejowy. Otworzyła znajdujący się przed nią schowek. Jej oczom ukazał się nóż, pistolet i kilka plastikowych woreczków wypełnionych białym proszkiem. Patrzyła na to przez chwilę. Usłyszała dźwięk zatrzaskujących się drzwi. Zatrzasnęła drzwi schowka, podniosła wzrok na Dextera, zmierzającego ku samochodowi. Wkładał coś do kieszeni, rozglądając się na wszystkie strony, jakby chciał zostać niezauważony. Dziewczyna pomyślała że to kolejna dawka narkotyków.
- Teraz zawiozę cie do domu. – oznajmił zajmując miejsce kierowcy. – Przechodził ktoś koło samochodu? Widział cie ktoś? – pytał nerwowo.
- Nie. –
- Gdzie cie zawieść? – zapytał, opuszczając podjazd. Maddeline zaczęła się go bać. Cały czas przed oczami miała tą broń. Nie mogła wyrzucić jej z głowy. Zastanawiała się czy zrobił już komuś krzywdę, czy ma to w zamiarze. Przez myśl przeszło jej że jest jego ofiarą. Ta myśl była bardzo prawdopodobna.
- Tam skąd mnie zabrałeś. – odpowiedziała po chwili. Nie chciała żeby poznał jej miejsce zamieszkania. Dziewczyna poczuła jak jej kończyny stają się zimne, a z jej twarzy znikają kolory. Trzymała się kurczowo za kolana i z niecierpliwością czekała, aż jej oczom ukaże się park.
Po kilku minutach park pojawił się na horyzoncie. Twarz dziewczyny rozpromieniała. Pojazd zatrzymał się.
- Dzięki. – powiedziała i szybko ulotniła się z samochodu. Szła przed siebie z rękami w kieszeni. W parku świeciło pustkami. W końcu była wczesna pora. Spojrzała na zegarek w telefonie. 6:02. Rozglądnęła się. Samochód Dextera zniknął. Odetchnęła z ulgą. Szła kamienistymi, krętymi ścieżkami. Minęła młodą kobietę, uprawiającą jogging. W oddali zobaczyła masywnego mężczyznę. Stał tyłem, kilka metrów od niej. Zlustrowała go wzrokiem. Spojrzała na jego czarną, podziurawioną bluzę z logo jakiegoś college.
Wiedziała kto to. Wycofała się. Wyjęła telefon z kieszeni. Wybrała numer do mamy.
- Mogłabyś teraz po mnie przyjechać? – powiedziała szybko, kiedy usłyszała po drugiej stronie zaspany głos mamy.
Komentarze