mistakesandsolutions

3.
- Stało się coś? – odchrząknęła. W tle słyszała ciche chrapanie Christiana, nowego partnera mamy.
- Po prostu po mnie przyjedź! -
- Gdzie jesteś? – powiedziała zniesmaczona. Maddie wiedziała że mama nie będzie zadowolona z prośby córki. Dziewczyna nie mogła polegać na matce, chociaż ta wiedziała jak wygląda sytuacja, nie pomagała córce.
Odłożyła słuchawkę. Maddeline jeszcze raz odwróciła się za siebie. Mężczyzna nadal stał w poprzednim miejscu. Dym unosił się nad jego postacią. Palił. Maddie zawsze widziała go z papierosem. Zniszczony człowiek.
Ruszyła przed siebie w stronę bramy. Stała z ramionami założonymi na piersi, nerwowo tupiąc stopą. Po kilku minutach samochód mamy zatrzymał się na parkingu. Dziewczyna otwarła drzwi. Wsunęła się do środka.
- Cześć. – przywitała ją mama. Maddie spojrzała przez okno. Teraz w bramie stał on, na jego twarzy malował się szyderczy uśmiech, kręcił przecząco głową.
- Hej. – córka spojrzała na panią Bennett. Kobieta nadal była w piżamie. Dotąd idealnie ułożone włosy, były w lekkim nieładzie. Jeszcze nie widziała mamy w takiej wersji. Zdziwiła się.
- Co się takiego stało? – zapytała, przerywając niezręczną cisze.
- Nic. Po prostu chciałam żebyś po mnie przyjechała. –
- Powiedz mi co się stało. Od kiedy ze mną  nie rozmawiasz? –
- Nic się nie stało! Od zawsze. – prychnęła. Kobieta przejechała dłonią po twarzy.
Maddie oparła głowę o szybę. W ciszy dojechały pod ogromny dom Christiana.
Mężczyzna był właścicielem dużej korporacji, znanej i poważanej na całym świecie. Większość czasu poświęca pracy, ale jego partnerka  nie czuje się zaniedbywana. Wręcz przeciwnie.
Wysiadły z samochodu. Maddie podeszła pod ogromne drzwi rezydencji Christiana.
Posiadłość była ogromna, otaczał ją wielki ogród z roślinami różnego rodzaju z wielkim okrągłym basenem  z tyłu działki. Dziewczyna była w szoku, od dawna nie odwiedzała matki. Była u niej ostatnio, kiedy mama mieszkała jeszcze w drogim apartamencie. W pewnym stopniu zazdrościła swojej rodzicielce, bo ona mieszkała w małym obskurnym mieszkanku z jednym pokojem, kuchnią, łazienką i małym salonem, w którym ledwo mieścił się telewizor i skórzany fotel.
- Wejdź cicho proszę. Christian jeszcze śpi. – powiedziała, przekręcając klucz.
- Wątpię, że usłyszy mnie w tym ogromnym domu. – westchnęła, opadając na krzesło w kuchni. Sięgnęła po jabłko, które mieniło się w słonecznym świetle, padającym zza okna.
- Możesz się położyć w pokoju Celine. – Maddie ugryzła jabłko i zmarszczyła brwi.
- Kto to? –
- Jedna z pokojówek. – machnęła ręką i włożyła kluczyki do małej białej szafeczki. Maddie rozszerzyła oczy.
- Pokojówki mieszkają u was? – zapytała z niedowierzaniem.
- Tak. – potwierdziła. – Większość z nich. I nie zawsze tutaj nocują. – dziewczyna prychnęła. Złość buzowała w niej. Wstała z miejsca.
- Żartujesz, prawda?! Ja mieszkam z tym potworem w mieszkaniu, w którym ledwo się poruszam! Naprawdę nie przejmujesz się moim losem?! Isabelle mieszka z wami i jest dobrze. A ja z nim mieszkam!!! – wrzasnęła. Po chwili jednak zaczęła tego żałować. Wybuchła na matkę, która jest odpowiedzialna za wszystko co się dzieje, ale nie miała prawa tego robić. Patrzyła na matkę, której łzy cisnęły się do oczu. Starała  się ich za wszelką cenę nie uwolnić.
- Jak już na mnie krzyczysz to zdejmij kaptur! – Maddie posłusznie to zrobiła.
Twarz matki zamarła. Zobaczyła posiniaczoną twarz, pęknięty łuk brwiowy. Kilka plastrów na policzku i brodzie. Ukłuło ją coś w klatce piersiowej. Żal? Smutek? Poczucie winy? Nie wiedziała co to było dokładnie. Łzy pociekły jej po policzkach. Szybko otarła je zewnętrzną stroną dłoni. Spojrzała na swoją córkę. Nie wierzyła własnym oczom.
- Przepraszam. – Theresa wydusiła przez zaciśnięte gardło. Usiadła na krześle chowając twarz w dłoniach. Jej ciche, spływające po policzkach łzy zamieniły się w głośny szloch, który echem odbijał się od białych ścian domu.
Maddie stała obok i patrzyła jak jej mama łamie się psychicznie. Nie wiedziała co zrobić, jak zareagować.
- Maddie?- wyszeptała po chwili.
- Tak? – dziewczyna od razu się zerwała.
- Zostaw mnie samą. – Maddeline spuściła wzrok. Wycofała się z kuchni i podążyła w poszukiwaniu łazienki. Chodziła od drzwi do drzwi, pukając i otwierając. Po kilku minutach dotarła to dużej łazienki. Na ścianach widniały zdjęcia przedstawiające malownicze pola lawendy. Płytki na ścianach idealnie komponowały się z kremowymi blatami. Duża wanna stała w rogu, przed nią wielkie lustro w stylu vintage. Podeszła do lustra, które wisiało nad błyszczącą umywalką.
W lustrze dostrzegła swoją zmęczoną, bladą, pulchną twarz. Przejechała opuszkami palców po siniaku pod jej okiem, stał się jeszcze bardziej fioletowy niż poprzedniej nocy. Odkleiła plastry. Zaschnięta krew szpeciła jej twarz. Jej wygląd przyprawiał ją o mdłości. Wyszła z łazienki.
- Co ty tutaj robisz? – wpadła na Isabelle, która była jeszcze w swojej piżamie i z aparatem na zęby.
- Masz aparat na zęby? – uśmiechnęła się Maddie. Dziewczyna szybko zakryła usta dłonią. Córka Theresy wiedziała jak dogryźć swojej przyrodniej siostrze, która była szkolną „diwą”. Bogata, najlepiej ubrana dziewczyna w szkole pomiatała wszystkimi na około, przyjaźniła się tylko z wybranymi osobami, które pełniły rolę jej służących. Miała najlepszych chłopaków z liceum. Myślała że wszyscy jej zazdroszczą. Myliła się, Maddie była przykładem osoby, która jej niczego nie zazdrości.
- Zadałam pytanie. – zarzuciła swoje idealnie proste blond włosy za ramię, nadal trzymając drugą dłoń na ustach. Maddie parsknęła śmiechem i wyminęła swoją zbyt odważną przyrodnią siostrę. Dziewczyna zawsze podkreślała słowo „ przyrodnia” . Chciała aby ludzie wiedzieli, że nie jest spokrewniona z tą zołzą.
Będąc już na końcu korytarza usłyszała prychnięcie Isabelle i zatrzaśnięcie drzwi. Dotarła do białej, przestrzennej kuchni. Przy szklanym, prostokątnym stole nie zastała nikogo. Matka zniknęła z poprzedniego miejsca.
Maddeline odczuła głód. Podeszła do lodówki. Otwarła jej drzwi, a jej oczom ukazały się miliony produktów. Wszystkiego rodzaju. Wszystkiego było za dużo.
- Zaraz przygotuje śniadanie. – oznajmił młody, damski głos. Dziewczyna odwróciła się i zobaczyła przed sobą młodą dziewczynę o skośnych oczach. Uśmiechnęła się do córki Theresy, ukazując szereg białych zębów.
- Jasne. – podniosła ręce do góry w geście protestu. Usiadła przy stole, podpierając twarz na łokciach. Patrzyła przed siebie, w oddal ciągnącą się za oknem. Po chwili jej telefon zawibrował. Dostała wiadomość.
Musimy się zobaczyć. Za godzinę w parku.
Maddie przez chwilę zastanawiała się kto to. Doszła do wniosku, że jest to Dexter. Chłopak zapewne widział jak szybko zamyka schowek i chce z nią wyjaśnić całą sytuację. Jednak zdziwiła skąd ma jej numer. Po chwili uświadomiła sobie że Dexter jest do wszystkiego zdolny. Postanowiła się z nim spotkać. Chciała mu wyjaśnić sytuacje ze schowkiem, aby uniknąć nieprzyjemnych konfliktów.

To dobre rozwiązanie, pomyślała.
- Jestem Lorry. – kucharka przerwała niezręczną ciszę, posyłając Maddie promienny uśmiech.
- Maddie. – dziewczyna odwzajemniła miły gest. Patrzyła na nowo poznaną Lorry, która w zaskakująco szybkim tempie kroiła warzywa. -  Muszę się zbierać. – wstała z miejsca.
-Nie zostaniesz na śniadanie? – na twarzy Chinki malowało się rozczarowanie. Córka Theresy spojrzała na nią i pokręciła przecząco głową.
- Może następnym razem. Bardzo się spiesze. – oznajmiła. Nie oczekując na odpowiedź od młodej kobiety, wyszła.
Chłodne powietrze omiotło jej ciało. Poprawiła bluzę, nałożyła kaptur i z włożonymi do kieszeni rękami ruszyła w stronę przystanku. Minęła młodego czarnoskórego mężczyznę, który z błagalnym wyrazem twarzy starał się jej wręczyć ulotkę.
-Proszę. – powtórzył spoglądając jej głęboko w oczy. Maddie wyciągnęła do niego dłoń. Wręczył jej jedną ulotkę z wizerunkiem nowego Spa, które zostało otwarte na sąsiedniej ulicy.
- Daj mi kilka. – uśmiechnęła się. Wręczył jej kolejne trzy. Podziękował i odszedł z szerokim uśmiechem i podchodził do kolejnych przechodniów, którzy omijali go szerokim łukiem.
Bezduszni, pomyślała.
Ruszyła dalej. Po kilku minutach zatrzymała się na przystanku. Jej autobus powinien być tutaj za kilka minut.
Autobus przyjechał punktualnie. Jak nigdy. Był prawie zapełniony. Dostrzegła wolne miejsce obok chłopaka, z wielkimi słuchawkami na uszach, idealnie zaczesanymi włosami. Ubrany był w białą, obcisłą koszulkę, czarne rurki i tego samego koloru trampki.
- Wolne? – zapytała wskazując, na siedzenie obok.



Dodaj komentarz






Dodaj

Komentarze

natalkaxo, Dodany: 05.09.2015, 23:30
czekam na kolejny rozdział! ;c mega mega mega!

© 2013-2024 PRV.pl
Strona została stworzona kreatorem stron w serwisie PRV.pl